Od aktorów, przez klimat, po dialogi. Absolutny geniusz, Kino przez wielkie K. To nie jest zwykły film dla przeciętnego zjadacza chleba. Aby zrozumieć jego głębie, jego przesłanie należy mieć umysł otwarty na wszelką brzydotę tego świata, później dostrzec w niej codzienność, a na koniec przyjąć i utożsamić z samym sobą. Wielu czytających ten temat nie rozumie o co mi chodzi i im nie mam już nic więcej do powiedzenia, ale kieruję tę wypowiedź do tych z was którzy zrozumieją jego ponad dosłowność.
Przecież to prosty film z prostymi przesłankami dla "przeciętnego zjadacza chleba". Co w nim takiego trudnego do pojęcia? To, że ty rozumiesz i uznajesz to dziełko za przeznaczone dla wybranych umysłów z mądrych sfer (do których rzecz jasna według twojego mniemania się zaliczasz), to nie oznacza, że tak jest i cała reszta to ograniczone głupole nie rozumiejące wyższej sztuki. Tym twierdzeniem podbudowujesz jedynie swoje ego. "Wielu czytających ten temat nie rozumie o co mi chodzi i im nie mam już nic więcej do powiedzenia" - och, jestem taki wyjątkowy, że nie mam zamiaru pochylić się nad potencjalnymi wypocinami jakichś niewysublimowanych jestestw, które nie potrafią pojąć swoimi ograniczonymi umysłami geniuszu tego filmu przez wielkie "F"!
Przecież to prosty film z prostymi przesłankami dla "przeciętnego zjadacza chleba". Co w nim takiego trudnego do pojęcia? To, że ty rozumiesz i uznajesz to dziełko za przeznaczone dla wybranych umysłów z mądrych sfer (do których rzecz jasna według twojego mniemania się zaliczasz), to nie oznacza, że tak jest i cała reszta to ograniczone głupole nie rozumiejące wyższej sztuki. Tym twierdzeniem podbudowujesz jedynie swoje ego. "Wielu czytających ten temat nie rozumie o co mi chodzi i im nie mam już nic więcej do powiedzenia" - och, jestem taki wyjątkowy, że nie mam zamiaru pochylić się nad potencjalnymi wypocinami jakichś niewysublimowanych jestestw, które nie potrafią pojąć swoimi ograniczonymi umysłami geniuszu tego filmu przez wielkie "F"!
Hehe czyżby coś zabolało? Bo widzę frustrację niepodobną dla kogoś kto wyraża rzeczywiście takie poglądy jakie deklaruje ;)
de Sade był człowiekiem o specyficznych upodobaniach. Ludzi zawsze kręciła perwersja, stąd jego dzieła cieszyły się dużą popularnością. Szokował jemu współczesnych, reszta to dorabianie ideologii. Jego wiedza o instynktach była mierna. W przeciwieństwie do niego Freud, który urodził się w następnym stuleciu posiadał rzeczywisty talent i coś sensownego po sobie pozostawił. Dziś receptę de Sade stosuje wielu, ale za wiele z tego nie wynika. Tą tendencję w współczesnym kinie widać, słychać i czuć.
Z ww. filmem jest podobnie. Mogę zrozumieć że Ci się podobał, ale stawianie go na piedestale i doszukiwanie się w nim głębi to gruba przesada. ;)
Może jakiejś niesamowitej głębi w nim nie ma, ale warto zwrócić uwagę, jak ładnie wpasowuje się w konwencję tzw. "czarnego romantyzmu", a bardzo mało jest takich filmów, a żeby jeszcze był dobry i nie ocierał się o gotycki romans/horror to w ogóle (pierwszy z brzegu - nieszczęsne "Crimson Peak" niestety nie podołało jako gotycki romans). Film jest niepoprawny - mamy seks i pożądanie, zakazaną miłość, szaleństwo (pamiętny sen Coulmiera, chociaż też, czy to był sen, bo w tym filmie wszystko jest możliwe), ośrodek dla szaleńców, religię, rozterki moralne/religijne, potwory pod ludzkimi postaciami (doktor jest zły do szpiku kości, de Sade też został trochę zdemonizowany). Stawiane jest pytanie - gdzie jest granica odpowiedzialności autora za jego twórczość, o ile w ogóle o takiej granicy można mówić. Występuje kilka konfliktów interesów/poglądów postaci i właśnie dlatego ten film jest tak ciekawy. Nie twierdzę, że niesie ze sobą jakieś wiekopomne przesłanie, ale wart jest uwagi właśnie ze względu na tę swoją wyjątkowość.