Patrząc na cukierkowy plakat "Jak żyć?", można by niechybnie dojść do wniosku, że mamy do czynienia z kolejną produkcją Ilony Łepkowskiej, która po dziesięciu mocnych drinkach bierze się za pisanie scenariusza. No cóż, business is business, a dystrybutor chce sprzedać film, więc promuje go jako komedię romantyczną. Ustalmy więc od razu - obraz Szymona Jakubowskiego zawiera mniej więcej tyle upudrowanego romantyzmu, co Renata Beger seksapilu. Debiutujący reżyser nie fotografuje swoich bohaterów we wnętrzach wypasionych apartamentowców i nie przedstawia Krakowa (gdzie rozgrywa się akcja) jako pocztówkowego zakątka, w którym nawet gołębie srają strofami z poezji Mickiewicza. Już choćby z tego względu wypadałoby na "Jak żyć?" spojrzeć przychylniejszym okiem. Kolejny plusik za tematykę – przedwczesne ojcostwo (tudzież macierzyństwo) na ekranie robi aktualnie furorę na całym świecie ("Wpadka", "Juno"). W Polsce od kilku miesięcy panuje baby boom, więc taki film należał się nam jak kość psu. A jednak nie czuje się, że powstał on tylko po to, by przyciągnąć do kin tabuny par oczekujących potomka. To raczej intymna wypowiedź reżysera, który sam próbuje się uporać z myślami o powiększeniu rodziny. Czyni więc głównego bohatera swoim alter ego. Kuba (Krzysztof Ogłoza) pracuje w barze i nie zamartwia się przyszłością. Problemy zaczynają się w momencie, gdy jego dziewczyna Ewa (Ania Cieślak) oznajmia mu, że jest w ciąży. ("Mamy siedem miesięcy i piętnaście dni. Termin ustalono na wtorek"). Kuba próbuje być odpowiedzialny i podejmuje pracę w korporacji. W tym momencie na karty scenariusza ktoś musiał wylać na planie kawę, sok albo kwas siarkowy – tylko tak mógłbym wytłumaczyć pomysł twórców, by z mydłkowatego barmana zrobić pnącego się po szczeblach kariery przebojowego menedżera. Naiwność jest ponoć cechą artystów, ale niekoniecznie widzów. Choć takich tłustych plam w fabule przytrafiło się więcej, znajduję w sobie pokłady miłosierdzia, by spuścić na nie zasłonę dobrotliwego milczenia. Dlaczego? Bo film Jakubowskiego nie mówi, na przekór tytułowi, jak żyć i potrafi na końcu odrzucić natłok banalnych mądrości, które wcześniej zatruwały taśmę niczym dym z papierosa zaczadzający płód. Bo życie jest po to, by błądzić, grzeszyć i psuć, a potem podejmować próby naprawy. Ten bezpretensjonalny dopisek sprawia, że ciążowa komedia staje się ludzka w pełnym tego słowa znaczeniu.
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu